Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/583

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go prawo, dający pilne na wszystko baczenie. Wieczorem i on i Liza roztasowali się na dobre, i teraz przeszkadzała im tylko jeszcze ustawiona na środku izby trumna. Ale to jedna już tylko noc: nazajutrz, z samego rana, nic nie będzie tamowało im swobodnego przejścia.
Jan krążył pośród rodziny, osłupiały, nie wiedząc, co począć z samym sobą... Z początku miał jeszcze wrażenie, że dom, sprzęty i ciało Franusi należą do niego. W miarę wszelako, jak mijały godziny, wszystko to odrywało się coraz bardziej od jego osoby, zdawając się przechodzić do tamtych. Z nastaniem nocy nikt już nie zwracał się do niego; pętał się jeszcze tylko tutaj jako tolerowany intruz. Nigdy dotychczas nie doznawał w tym stopniu bolesnego uczucia, że jest obcy, że nie ma nikogo ze swoich pomiędzy wszystkimi tymi ludźmi, związanymi wzajem z sobą, zgodnie zrzeszonymi, o ile szło o wyrugowanie go. Przestawała do niego należeć nawet biedna zmarła jego żona, tak że Fanny na jego oświadczenie, że będzie czuwał przy zwłokach, próbowała go wyekspedjować pod pozorem, że jest ich i tak zadużo. Uparł się jednak, chciał nawet wziąć pieniądze z komody, sto dwadzieścia siedem franków, aby mieć pewność, że się nie ulotnią. Liza, otworzywszy szufladę wkrótce po przyjściu, musiała je dostrzec, tak samo jak arkusz stemplowego papieru, żywo bowiem zaczęła szeptać coś ze Starszą, i od tej chwili poczuła się zupełną panią w tym domu, upewniona, że nie istnieje żaden testament. Do pieniędzy nie będzie miała jednak prawa. W obawie o jutro mówił sobie Jan, że to przynajmniej mu się dostanie. Noc całą spędził na krześle.
Nazajutrz odbył się pogrzeb bardzo wcześnie, o dziewiątej z rana, i ksiądz Madeline, który wyjechać miał tego samego jeszcze wieczora, mógł odprawić mszę i odprowadzić ciało do grobu. Zemdlał jed-