Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/580

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poruszony w cieniu drzew. Kiedy wreszcie zdecydował się iść dalej w drogę, głos ten szedł za nim; i teraz jeszcze, przed domem Jana, słyszał to wywrzaskiwanie nieco przyciszone i jak gdyby wyostrzone odległością, wciąż jednakowo wyraźne, tnące niby ostrzem noża.
Na progu stał Jan oparty o mur. Nie był już w stanie pozostawać dłużej przy łóżku Franusi, dusił się, cierpiał zbyt okrutnie.
— I cóż, mój biedny chłopcze — zapytał Hourdequin — jak tam chora?
Nieszczęśliwy odpowiedział gestem pełnym zgnębienia i jękiem rozpacznym:
— Ach, proszę pana!... Umiera!
Ani jeden ani drugi nie dodali już słowa; zapadło grobowe milczenie, naruszane jeno wibrującem wciąż w powietrzu, nieznużonem wykrzykiwaniem nauczyciela szkolnego.
Po upływie kiku minut Hourdequin, wsłuchujący się pomimo woli, rzucił gniewnie:
— Słyszysz jak się wydziera ten Lequeu?... Śmiesznie brzmi to, co mówi, jak się ma samemu smutek w sercu.
Bliskość młodej, umierającej kobiety i daleki odgłos przeraźliwych proroctw zbudziły w nim na nowo pamięć wszystkich strapień własnych i smutków. Ziemia, którą umiłował takiem uczuciem rzewnem, nieomal uduchowionem, dopełniła miary jego niepowodzeń przy ostatnich zbiorach. Utopił w niej cały swój majątek. Niebawem nadejdzie dzień, kiedy folwark Borderie nie wystarczy mu na utrzymanie nawet. Nie pomogło nic: ani jego energja, ani wysoka kultura uprawy, ani sztuczne nawozy, ani maszyny... Klęskę swoją objaśniał brakiem kapitałów. Miał jeszcze wątpliwości, bowiem ruina była powszechna: Robiquetowie ustąpić musieli z Chamady, której tenuty dzierżawnej nie byli w stanie opłacać, Coquartowie zmuszeni będą wkrótce do sprzedania swojego