Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/561

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na to, co zawsze!... Przyjdzie z Panem Bogiem; czasem to dobrze robi!.
Starsza wzruszyła ramionami, jakgdyby chciała powiedzieć, że nie wierzy już w takie rzeczy. Każdy u siebie: Pan Bóg u siebie, i ludzie także u siebie.
— Zresztą — dodała po chwili milczenia — ksiądz proboszcz nie przyszedłby. Jest chory... Dopiero co mówiła mi matka Bécu, że ma wyjechać w środę, bo doktór powiedział, że nie pociągnie długo w Rognes, jeżeli go nie wywiozą.
W istocie, od dwóch i pół lat obsługiwania parafji marniał ksiądz Madeline z dniem każdym. Rozpaczliwa tęsknota za ukochanemi górami owernjackiemi w obliczu płaskiej Beaucji, której bezbrzeżna równina omotywała mu serce ciężkim smutkiem, toczyła coraz bardziej jego siły. Na całej tej, gładkiej jak stół, płaszczyźnie ani drzewka, ani skały, jeno kałuże słonawej wody, zamiast żywych wód, spadających tam kaskadami ze szczytów górskich. Oczy jego traciły blask, wychudł bardziej jeszcze, mówiono, że umiera na suchoty. Gdybyż chociaż znalazł pociechę jakąś w pracy nad swoimi parafjanami! Ale po dawnej jego parafji, takiej wierzącej, nowa ta okolica, zarażona niedowiarstwem, dbająca o zewnętrzne jedynie praktyki, oburzała go, mąciła niewinny spokój jego serca. Kobiety ogłuszały go krzykami i kłótniami, wyzyskując jego słabość do tego stopnia, że kierowały zamiast niego obrządkiem, co do reszty go zgnębiło, budząc w nim niepokój, czy nie grzeszy bezwiednie. Ostatni jeszcze czekał go cios: w dzień Bożego Narodzenia jedna z dziewic Marji dostała bólów porodowych w samym kościele. Od tego skandalu ledwo już wlókł się biedak, tak, że zdecydowano się zawieźć go umierającego do Owernji.
— Znów więc jesteśmy bez księdza! — jęknęła matka Frimat — Kto wie, czy ksiądz Godard zechce powrócić?
— Ach, ten złośnik! Zalałaby go zła krew! — zawołała Starsza.