Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod któremi Beaucja, smagana lodowemi podmuchami, roztaczała ponury swój pejzaż. Żaden z obecnych nie zdawał się wszakże odczuwać hulającego wichru, który wydymał ich bluzy i groził w każdej chwili zerwaniem im z głowy kapelusza. Pięciu tych ludzi, ubranych odświętnie z racji uroczystej okoliczności, zachowywało uparte milczenie. Wobec tych pól, wpośród obszaru, ciągnącego się wdal nieobjętą, stali z powagą zadumy w oczach, podobni do żeglarzy, przywykłych do samotnego życia wśród bezkresów przestrzennych.
Płaska, żyzna Beaucja, której korzystna uprawa wymagała wszakże wytrwałej, wytężonej pracy, wyrobiła typ mieszkańca zimnego, rozważnego i skupionego, nie znającego innej namiętności poza ziemią.
— Trzeba podzielić wszystko na trzy równe części — odezwał się wkońcu Kozioł.
Grosbois potrząsnął głową. Rozpoczęła się długa dyskusja. Obyty z bardziej postępowemi pojęciami wskutek stosunków swoich z posiadaczami większej własności, pozwalał sobie czasem na przeciwstawianie się planom drobniejszych swoich klijentów, oponując przeciw zbyt wielkiemu rozdrabnianiu ziemi. Czyż sprzęt i zwózka nie grożą ruiną przy działkach niewiększych, niż chustka do nosa? Czy te ogródki, na których nie można zaprowadzić płodozmianu, ani stosować maszyn, mogą być nazwane ziemią uprawną? Nie, jedynym krokiem rozumnym byłaby dobrowolna ugoda, zamiast rozkrawania ziemi na kawałki, jak placek wielkanocny... istna zbrodnia! Jeden mógłby zadowolnić się gruntem uprawnym, drugiemu przypadłyby łąki pastewne. Możnaby wyrównać jakoś udziały, a ostatecznie zdecydowałoby ciągnienie losów.
Kozioł, któremu młody wiek pozwalał nie zapominać jeszcze o śmiechu, przyjął radę tę w sensie farsowym.