Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To tak samo jak ze mną — odparła. — Nie chciałabym, żeby cię gnębiła myśl o Koźle... Świniarz wykrzykuje wszędzie że mnie miał. Może i ty nawet temu wierzysz?
— Wszyscy w całej wsi wierzą — mruknął, żeby nie odpowiedzieć wprost na pytanie. Widząc jednak, że Franka wciąż jeszcze patrzy mu w oczy, zdecydował się.
— Tak, wierzyłem... Rozumiałem to zresztą, bo znam tego łajdaka, nie mogłaś nie wpaść w jego łapy.
— O, zabierał się wciąż do mnie, dość mi nagniótł ciała! Ale jak ci się zaprzysięgnę, że nigdy nie miał mnie całkiem, uwierzysz mi?
— Wierzę ci.
Aby okazać jej, jaki jest rad, ujął ją powtórnie za rękę i trzymał w uścisku swojej dłoni, opierając się ramieniem o barjerę. Zauważywszy wszelako, że strumyk, cieknący z obory, moczy mu buty, rozstawił nogi.
— Tak chętnie u niego przebywałaś; mogłoby ci się podobać, że zabiera się do ciebie...
Ogarnęło ją niemiłe uczucie; szczere i śmiałe jej spojrzenie odwróciło się od niego. Opuściła oczy.
— Temwięcej, że nie chciałaś się już potem zadawać ze mną, pamiętasz? Et, mniejsza z tem, ten dzieciak, com to się tak złościł, żem nie mógł ci go zrobić, lepiej, że go teraz zrobimy. Zawsze to przystojniej.
Przerwał i zrobił jej uwagę, że stoi w kałuży.
— Uważaj, zamoczysz nogi.
I ona z kolei rozstawiła stopy i zakończyła:
— Zatem zgodziliśmy się.
— Tak, zgodziliśmy się. Wyznacz dzień, jaki uważasz.
Nie pocałowali się nawet, potrząsnęli się tylko za ręce, jak dobrzy przyjaciele, po przez barjerę. Potem każde z nich poszło w swoją stronę.