Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zdoła poruszyć go z miejsca. Żeby takim być przebrzydłem tchórzyskiem! A zbudowane to niczem kozak! Nie przestając gawędzić, wysypywał zawartość koszyków do wielkiego kosza, który dźwignął na plecy, i, zdrowy chłop, nie ugiął się nawet pod jego ciężarem. Kpiarskim gestem zawodowego fanfarona wskazał Wiktor Bertę i zapytał:
— No i cóż, wyrosło jej od mojego wyjazdu?
Delfin aż zatrząsł się od śmiechu. Szczególna właściwość córki Macquerona była stałym przedmiotem drwin młodzieży w Rognes.
— Nie wścibiałem tam nosa... Może i zakiełkowało na wiosnę.
— Ja napewno nie będę podlewał tej runi — zadecydował Wiktor z miną, mającą wyobrażać obrzydzenie. — To jakbym sobie zafundował żabę... Zresztą, musi być niezdrowo, można się zaziębić tak bez osłony.
Delfin wybuchnął takim śmiechem, że aż kosz zachybotał mu się na plecach. Już był na samym dole i wysypywał zawartość kosza do beczki, a jeszcze słychać było jego duszenie się i zanoszenie od wstrząsającego nim chichotania.
W winnicy Macqueronów Berta udawała w dalszym ciągu miejską lalę, posiłkując się przy obrzynaniu kiści nie sierpem, jak wszyscy, ale małemi nożyczkami; bała się cierni i os; była zrozpaczona, że jej cienkie trzewiczki, zmoczone rosą, nie wysychały. Tolerowała umizgi Lequeu, którego nie znosiła, pochlebiało jej bowiem w gruncie rzeczy to nadskakiwanie jedynego mężczyzny, posiadającego wykształcenie. Widząc jej kłopot, wytarł jej wreszcie buciki własną chusteczką. Nagle całą ich uwagę zajęło zjawienie się nowej osobistości.
— Boże wielki!... To ci ma suknię!... zawołała Berta. — Podobno przyjechała wczoraj w tym samym czasie, co ksiądz proboszcz.
Była to Zuzanna, córka Lengaigne’ów, która, po