Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem znów, jak przybiegała, chwytał ją za rękę.
— Ciągnij z całych sił, niezdaro! Niech pęknie do licha!
A kiedy następowała wreszcie pożądana eksplozja, rozrywająca, niczem lont podłożony pod nazbyt tęgo wypchaną minę, oddychał z ulgą.
— Psiakrew! ciężko było, ale poszło!
Albo też udawał, że przykłada do twarzy fuzję i zmierza się z niej z wytężeniem, a potem, po następnym wystrzale, wołał na Flądrę:
— Leć, szukaj, aportuj, próżniaczko!
Flądra zanosiła się ze śmiechu. Aż przysiadała na ziemię. Za każdym razem nowe trzymały się go wesołe pomysły: mimo, że wiedziała już napamięć, co nastąpi, zawsze rozśmieszały ją do łez pełne nowej wciąż fantazji nieoczekiwane jego koncepty. — O, ten ojciec! taki z niego morowiec! Zawsze trzymają się go facecje!... Raz nazywał to lokatorem, który nie płaci za komorne, trzeba więc wypchnąć go za drzwi, to znów odwracał się, udając zdumienie, i kłaniał się poważnie, jakgdyby stół pozdrawiał go tym odgłosem; jeszcze kiedyindziej raczył wszystkich całym bukietem: jeden dla księdza dobrodzieja, drugi dla pana mera, trzeci dla dam. Zdawał się mieć tego niewyczerpany zapas w brzuchu, istna ukryta orkiestra! W oberży pod „Dobrym Rolnikiem“ zakładano się nawet: — „Postawię kolejkę, jeżeli puścisz sześć zrzędu“. — Hjacynt puszczał na zawołanie sześć z rzędu, wygrywając zakład za każdym razem. Zjednywało mu to prawdziwą sławę, a Flądra dumna była z ojca, i zaśmiewała się naprzód już, ilekroć podnosił zadek, zachwycona nim, pełna miłości i strachu, jaki w niej budził.
Wieczorem tego dnia, kiedy Fouan przeprowadził się do Zamku, jak nazywano dawny loch, w którym zagrzebał się kłusownik, przy pierwszym zaraz posiłku, podanym ojcu i dziadkowi przez Flądrę, któ-