Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I napewno nie boimy się pracy — dodał Hiacynt. Pan Baillehache uspokoił ich ruchem ręki.
— Pozwólcież mi dokończyć! Wiem, że jesteście dobremi dziećmi i uczciwymi pracownikami; co do was nie zachodzi też napewno obawa, aby rodzice wasi mieli pożałować kiedyś swojego postępku.
Mówił zupełnie bez ironji, powtarzając tylko zwykłą życzliwą formułkę, przywarłą już niejako do jego ust przez wypowiadanie jej w ciągu dwudziestu pięciu lat praktyki. Matka tylko, mimo, że nie zdawała się rozumieć o co chodzi, wiodła starczemi oczami po synach i po córce. Wychowała ich wszystko troje bez pieszczot, z zimną obojętnością oszczędnej gospodyni, mającej żal do dzieci, że zbyt łapczywie zjadają to, co sama odjęła sobie od ust. Do młodszego miała urazę o to, że uciekł z domu, kiedy już mógł nareszcie sam coś zarobić; z córką nie mogła się nigdy zgodzić, zrażona żywością i energją tego dziecka własnej krwi, u którego spryt ojca przerodził się w ambicję. Wzrok jej łagodniał jeno przy spoglądaniu na starszego syna, na tego urwisa, który nie miał w sobie nic ani z niej, ani z ojca, na ten chwast, wyrosły niewiadomo skąd i jak, któremu może dlatego właśnie wiele wybaczała i którego lubiła więcej, niż innych.
I Fouan również spojrzał na dzieci, ogarniając wzrokiem jedno po drugiem, toczony głuchym niepokojem o to, co też zrobią z jego dobytkiem. Lenistwo pijaka mniejszy budziło w nim niepokój, niż chciwość i nienasycona żądza tamtych dwojga. Pokręcił drżącą głową: na co się zdało gryźć i dręczyć, kiedy musiało się tak zrobić?
— No, a teraz, skoro podział postanowiony, — zaczął znów notarjusz — trzeba umówić warunki. Ułożyliście się już co do renty, którą macie wypłacać?
Wszyscy, jak gdyby na jedno skinienie, zesztywnieli nagle i zaniemówili. Spalone od słońca ich twarze zastygły i skamieniały, kryjąc się za nieprzenik-