Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta, mogąca mieć trzydzieści cztery lata, bardzo śniada, o twarzy pociągającej, którą szpecił jedynie duży nos, złożyła suche, spracowane ręce na czarnym, sukiennym, przybranym aksamitem kaftanie i żywemi swojemi oczami obszukiwała wszystkie zakamarki pokoju, jak gdyby chcąc wyczarować z nich nagromadzone tu tytuły własności. Mężczyzna, o pięć lat starszy, rudy i ociężały, odziany był w czarne spodnie i długą, niebieską płócienną bluzę, zupełnie nową. Na kolanach trzymał okrągły filcowy kapelusz. Najlżejszy błysk myśli nie ożywiał wielkie], płaskiej, starannie wygolonej, jak gdyby ulepionej z gliny, jego twarzy, której monotonię przerywało tylko dwoje wyłupiastych, jasno-niebieskich, szklanych, jak u wołu, oczu.
Wreszcie otworzyły się drzwi i do kancelarji, po śniadaniu, spożytem w towarzystwie szwagra swego, Hourdequin’a, właściciela Borderie, wszedł pan Baillehache, notarjusz, bardzo czerwony i wyglądający czerstwo, jak na swoje pięćdziesiąt lat. Do świeżego wyglądu jego przyczyniały się nadto grube, mięsiste wargi i ściągnięte oczy, których zmarszczki w kącikach powiek nadawały im stale śmiejący się wyraz. Nosił binokle i miał stałe, manjackie już przyzwyczajenie skubania długich, szpakowatych bokobrodow.
— A... to wy, Delhomme? — powitał swoich gości. — Zatem ojciec Fouan zdecydował się na podział?
Na to pytanie odpowiedziała kobieta:
— A tak, panie Baillehache... Wszyscy mamy się tu zejść, żeby zgodzić się na jedno i żeby nam pan powiedział, jak mamy zrobić.
— Dobrze, dobrze, Fanny, zobaczymy.... Dopiero pierwsza, trzeba czekać na innych.
Notarjusz rozmawiał z nimi jeszcze przez chwilę, wypytując o cenę zboża, spadającą od paru miesięcy i okazując Delhomme’owi życzliwy szacunek, należny rolnikowi, posiadaczowi około dwudziestu hek-