Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Będzie ona miała, ta łajdaczka! psiakrew!... nauczę ją bezcześcić ojca!
Wpadł do izby, aby zerwać ze ściany birmańskie biczysko, którem się posługiwał w podobnych wyłącznie okazjach; z batem w ręku wyskoczył z izby, pędząc co tchu wzdłuż zarośli, pochylony, skradający się, jak gdyby w nagance, żeby złapać kochanków niespodzianie.
Kiedy jednak ukazał się na zakręcie drogi, dostrzegł go Nénesse, który stał na czatach na stercie kamieni. W tej chwili załatwiał się z Flądrą Delfin; każdy zresztą z kolei, gdy drugi przezornie odbywał wartę.
— Uwaga! — wrzasnął Nénesse — Chrystus!
Dostrzegł bat i pomknął na przełaj przez pola jak zając.
W rowie, gęsto porośniętym trawą, Flądra jednym rzutem zepchnęła ze siebie Delfina. — O! to ojciec!... — Tyle miała jeszcze przytomności umysłu, że dała chłopakowi stosusówkę.
— Schowaj ją za pazuchę, oddasz mi potem!... Prędko, psiakrew, umykaj czemprędzej!
Ojciec z batem w ręku pędził jak huragan, aż ziemia dudniła mu pod stopami; wymachiwał biczyskiem, którego trzaskanie rozlegało się niby wystrzały armatnie.
— A! ulicznico! a łajdaczko! popamiętasz ty mnie! We wściekłym pędzie wyminął syna polowego, który poznawszy go, umykał na czworakach z niedopiętemi jeszcze spodniami przez ciernie krzewów. Dziewczyna, schwytana na gorącym uczynku, z zadartemi spódnicami, nie mogła przeczyć. Jedno cięcie bata, które zostawiło szkarłatną pręgę na jej udach, postawiło ją odrazu na nogi i wyrwało z rowu. Zaczęła się gonitwa.
— Czekaj, psia twoja mać!... Czekaj! Zapięczętuję ja ciebie! zapieczętuję na amen!