Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oczyszczałem właśnie mój krzew różany, wchodzę na najwyższy stopień drabinki, przechylam się machinalnie na drugą stronę i wyobraźcie sobie, widzę!... Honorynę, tak, służącą naszą, Honorynę, z mężczyzną, jedno okrakiem na drugiem, z nogami zadartemi do góry, w trakcie robienia świństw!... A! łajdaczka! łajdaczka! pod moim murem!... Zachłystywał się z gniewu; zaczął chodzić po pokoju, robiąc gesty szlachetnego oburzenia.
— Dybię na nią, żeby ją wyrzucić za drzwi, tę podłą nierządnicę!... Niepodobna utrzymać żadnej dziewczyny. Każdej zrobią dzieciaka. Nie minie sześć miesięcy, a już gotowa awantura!... Niepodobna przecież trzymać takiej z brzuchem w przyzwoitym domu... Masz tobie, i ta także!... I akurat musiałem ją złapać na gorącym uczynku. Koniec świata, stanowczo koniec świata, rozpusta nie zna już granic!
Kozioł i Lizka, ogłuszeni, udawali, że podzielają jego oburzenie.
— Naturalnie, że to świństwo, o! tak! świństwo.
Ale wuj, przerywając im, znów zaczął wylewać swój gniew.
— I pomyślcie tylko, że Elodja mogła właśnie wejść na drabinkę i zobaczyć coś podobnego! Ona, taka niewinna, niemająca o niczem pojęcia, ona, nad której myślami nawet czuwamy!... Dygocę cały na samą myśl o tem! Na honor!... Jaki cios dla pani Karolowej, gdyby tu była?!
W tej samej właśnie chwili, rzuciwszy okiem przez okno, spostrzegł dziewczynkę, która, parta ciekawością, stawiała nogę na pierwszym stopniu drabiny. Porwał się i wrzasnął głosem zdławionym przerażeniem, jak gdyby ujrzał dziecko, zawisłe nad przepaścią.
— Elodjo! Elodjo! — zejdź! odejdź stąd! na miłość boską!
Nogi uginały się pod nim, upadł osłabły na fotel,