Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I w jednej chwili kłótnia została zapomniana, wszystkie skupiły się dokoła matki Bécu, wpośród porozstawianych na ziemi dzbanów. — Tak, naprawdę! Szosa na górze, od strony Cornailles, biegnie wzdłuż pola córek starego Muchy, odcinając z niego dwieście pięćdziesiąt metrów. Licząc po dwadzieścia susów za metr, wypada akurat pięćset franków. Co więcej, grunt przylegający zyskuje na wartości. To ci szczęściarki!
— A to w takim razie — zauważyła Flora — Liza ze swoim bękartem lepsza od niejednej gospodarskiej córki. Szelma Kapral dobry miał widać nos, że się do niej przystawiał.
— Tak, o ile Kozioł się nie namyśli i nie wróci do niej... I jego część porządnie zyska na tej szosie.
Matka Bécu odwróciła się, trącając je łokciem:
— Cicho! sza!
Nadchodziła Liza, podyndując wesoło swoim dzbanem. Po chwili rozpoczął się powrotny pochód kobiet, dążących z pełnemi dzbanami do domów.

VI.

Lizka i Franusia po sprzedaniu Łaciatej, która, nad miarę spasiona, przestała się cielić, postanowiły pewnej soboty wybrać się na targ do Cloyes, aby kupić inną krowę. Jan ofiarował się zawieźć je tam w folwarcznej karjolce. Uwolnił się na całe popołudnie, i od pana, do którego doszły słuchy o zarękowinach chłopaka ze starszą Muszanką, otrzymał pozwolenie użycia wehikułu. Małżeństwo zostało w istocie postanowione. Jan przyobiecał rozmówić się w następnym tygodniu z Kozłem i wprost go zapytać. Jeden z nich obu. Raz trzeba z tem skończyć.
Wyruszyli około pierwszej po południu, Jan na przedniem siedzeniu z Lizką, Franusia sama na tylnej ławeczce. Od czasu do czasu odwracał się i uśmiechał do dziewczyny, której kolana, przyciśnięte do jego