— Co?
— Berta, mówię. Ta Bez Tego — to jej przezwisko; nadaliśmy jej go my, chłopcy, bo jej nie wyrosły...
— Co jej nie wyrosło?
— Włosy wszędzie... Jak u smarkatej, wszędzie u niej łyso, jak na kolanie.
— Et, łżesz!
— Jak ci mówię!
— Może oglądałeś, co?
— Nie, nie ja, ale inni.
— Jacy inni?
— O! chłopcy. Przysięgali się na to innym chłopakom, moim znajomym.
— A gdzie to mogli widzieć? Jakim sposobem?
— A cóż? Można przecie zobaczyć, jak się pakuje w coś nos, albo jak się podgląda przez szczelinę. Albo ja wiem?.. Może nawet nie spali z nią, ale są przecież takie chwile i takie miejsca, gdzie dziewczyna się podkasuje, prawda?
— Aha, wiem ja dobrze, chodzili umyślnie podpatrywać!
— A! wszystko mi jedno! bardzo to ma być śmieszne i brzydkie, całe gołe! jakby najpaskudniejszy z najpaskudniejszych wróbli, bez opierzenie, otwierający dziób w gniazdku... O! obrzydliwe, obrzydliwe, aż rzygać się chce na to!
Franusia wybuchnęła na to nowym napadem śmiechu, tak ją rozbawiła myśl o wróbelku bez upierzenia. Uspokoiła się dopiero i zabrała się znów do grabienia, zobaczywszy na gościńcu schodzącą na łąki siostrę. Lizka zbliżyła się do Jana i powiedziała, że idzie do stryja pogadać o Koźle. Od trzech dni ułożone było pomiędzy niemi, że tak zrobią, przyrzekła mu też, że wstąpi do niego na powrotnej drodze, aby mu dać odpowiedź. Po jej odejściu klepał Wiktor w dalszym ciągu swoją kosę, Franusia, Palmira i inne kobiety podrzucały wciąż skoszone trawy śród oślepiającej
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/162
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.