Przejdź do zawartości

Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten głupiec, który wolał pobrzękiwać szabelką, niż po bożemu zająć się rolą. Nie ma już dzieci! Jest i pozostanie samotny. Potem przypomnieli mu się różni sąsiedzi jego, Coquartowie zwłaszcza, posiadacze własności ziemskiej, którzy sami uprawiali swoje grunty, ojciec, matka, trzej synowie i dwie córki, a którym też nielepiej się wiodło. W Chamade, Robiquet, dzierżawca folwarku, którego kontrakt miał się ku końcowi, nie nawoził ziemi, pozwalał, aby zmarnowała się, wyniszczała majątek. Tak, tak, wszędzie jest źle! Nie pozostaje nic, jeno zacisnąć zęby i pracować aż do zdechu, nie skarżąc się na swój los.
Stopniowo, powoli, dziwnie kojąca słodycz spływać na niego zaczęła z po nad wielkich obszarów zielonych łąk, pośród których przechodził. Lekkie kwietniowe deszcze wpłynęły ślicznie na bujność roślin pastewnych. Zachwyciła go zwłaszcza kwitnąca blado-różowo koniczyna — zapomniał o strapieniach. Teraz szedł już miedzami śród świeżo zoranych pól, aby zobaczyć, ile zrobili dzisiaj dwaj wysłani w pole parobcy. Ziemia przylegała mu do butów, czuł ją pod stopami tłustą, żyzną, przytulną, jak gdyby chciała zatrzymywać go w swoim uścisku, jak gdyby brała go na własność, całego, niepodzielnie. W zetknięciu z nią odnajdywał męskość swoją z przed lat dwudziestu, siłę i radość życia. Czy mogły istnieć inne kochanki prócz niej? Jakie znaczenie, w porównaniu z nią, miały wszelkie Cognetki, ta, czy tamta? — misa, z której jedzą wszyscy, którą trzeba się zadowalniać, o ile jest dostatecznie czysta. Usprawiedliwienie w ten sposób przed samym sobą poziomej żądzy, jaką budziła w nim Jakóbka, rozweseliło go do reszty. Obchodził pole przez trzy godziny i, w międzyczasie, pożartował nieco z dziewczyną folwarczną, służącą tych samych właśnie Coquartów, która wracała na ośle do domu, pokazując obnażone swoje nogi.
Powróciwszy do Borderie, zobaczył na podwórzu Jakóbkę, żegnającą się z kotami folwarcznemi. Sta-