Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyna chciała przypodobać mu się, tuliła się do niego jak kotka, darzyła go wyuzdanemi, niedziewczęcemi pieszczotami, bez skrupułu, bez wstrętu. Za rozkosz jednej z takich godzin upokarzał się i po kłótniach, po straszliwych wybuchach despotycznego gniewu, podczas których groził jej wyrzuceniem na bruk i kopał ją butami, pokorniał nagle, błagając, aby przy nim pozostała.
Dopiero wczoraj wyciął jej tęgi policzek w trakcie awantury, jaką mu zrobiła, aby sypiać w łóżku, na którem umarła jego żona. Zemściła się na nim, odmawiając mu przez całą noc swojego ciała, broniąc się pięściami, jak tylko próbował zbliżyć się do niej. Mimo, że nie przestawała w dalszym ciągu oddawać się z dobrej woli parobkom, jemu, panu swojemu, skąpiła pieszczot, podniecała jego zmysły biczem oporu po to jedynie, aby większą jeszcze zyskać nad nim przewagę. To też ranka tego w tej izdebce, tchnącej niezaspokojoną żądzą, na tej ciepłej jeszcze pościeli, na której czuł zapach jej ciała, zdjął go znów gniew i równocześnie potrzeba jej pieszczot. Oddawna już węszył ciągłe zdrady Jakóbki. Zerwał się jednym skokiem, wołając głośno:
— A! łajdaczko, niech no ja cię przydybię!
Ubrał się pospiesznie i zeszedł.
Jakóbka popędziła przez uśpione izby domu, słabo rozwidnionego świtaniem. Przebiegając przez podwórze, cofnęła się instynktownie na widok pastucha, starego Soulasa, który już był na nogach. Tak silna parła ją jednak żądza, że nie zwróciła na niego uwagi. — A co tam! — Minęła stajnię na piętnaście koni, w której sypiali czterej fornale i pobiegła wprost na poddasze, służące Janowi za łoże: trochę słomy i koc, bez prześcieradła nawet. Budząc go z głębokiego snu pocałunkiem, cała drżąca, zdyszana, szepnęła mu do ucha: