Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/617

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bietę ubraną, którą całowały roje uśmiechniętych amorków.
Około drugiej godziny, oddział straży musiał ułatwiać tłumom wolne przejście i czuwać nad porządkiem między czekającemi powozami. Pałac ten, zbudowany przybytek wzniesiony na cześć mody rozrzutnej aż do szału, panował nad całą dzielnicą i okrywał ją swym cieniem. Rana, jaką stanowiły rozwaliny domu Bourrasa, tak doskonale się już zabliźniła, że napróżnoby szukano jej dawnego miejsca. Cztery fasady ciągnęły się wzdłuż czterech ulic bez żadnej przerwy, w swem dumnem odosobnieniu. Na przeciwległym chodniku, od czasu gdy Baudu schronił się w domu przytułku, Vieil Elbeuf był zamknięty, zamurowany jak grób. Okienice wcale już nie otwierane, powoli dorożki zabryzgały błotem; afisze zaś przykrywały je i zalepiały, jakby coraz większa reklama, rzucająca ostatnią garstkę ziemi na handel staroświecki. Pośrodku tej wystawy martwej, zwalanej błotem, upstrzonej szmatami wrzawy paryzkiej, rozpościerał się, jakby chorągiew zatknięta w zdobytym kraju, afisz żółty, świeżutki, oznajmujący olbrzymiemi literami, wielką wyprzedaż w Bonheur des Dames. Zdawało się, iż ten kolos doszedłszy stopniowo do swych ogromnych rozmiarów, wstydzi się i nienawidzi ciemnej dzielnicy, skromnej kolebki swojej, którą potem zgładził ze świata; odwrócił się bowiem teraz, pozostawiając w swych tyłach błotniste i posępne uli-