Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przejmujących cały wdzięk dziecięcy, coś w guście garderoby wielkich lalek, wyjętych z szaf i oddanych na rabunek. Dyoniza miała zawsze jakie łakocie w kieszeni, aby koić płacz bębnów zrozpaczonych, że nie mogą zabrać czerwonych majteczek; żyła pomiędzy tą dziatwą, jakby we własnej rodzinie, sama odmłodzona niewinnością i świeżością, wśród jakich ciągle się obracała.
Zdarzało się jej teraz miewać długie i poufne rozmowy z Mouretem. Ile razy udawała się do dyrekcyi dla wysłuchania rozkazów lub dania ze swej strony jakich objaśnień, zatrzymywał ją na pogadankę i lubił jej słuchać. Ona śmiejąc się mówiła, że robi zeń zacnego człowieka. W zastanawiającej się i przezornej głowie normandki, roiły się przeróżne projekta, oraz ideje o nowym handlu, które już odważała się objawiać u Robineau, a w części i owego pięknego wieczoru, podczas przechadzki w Tuilierach. Nie mogła zajmować się czemś, patrzeć na wykonawcę jakiej roboty, żeby nie zapragnąć pewnego ładu i wydoskonalenia mechanizmu. I tak: od chwili wejścia do Magazynu Nowości, dręczył ją nadewszystko nieszczęśliwy los subiektów; nagłe wydalanie ich oburzało ją i wydawało jej się brzydkie, niesprawiedliwe i szkodliwe dla wszystkich, tak dla dyrekcyi jak i dla pracowników. Własne cierpienia przy debiucie żywo, jej tkwiły jeszcze w pamięci: litość ją przejmowała na widok każdej nowoprzybyłej, widząc jak z nogami pokaleczo-