Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/552

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, kochanków panny! Dawno mi o nich mówiono, a ja byłem głupi, żem nie wierzył... ja... jeden tylko!
Dyoniza dławiąc się łzami, słuchała odurzona tych okropnych wymówek. Z początku nic nie rozumiała. A więc bierze ją za jedną z tych upadłych istot... Po jednem z ostrych jego słów, skierowała się do drzwi milcząca. Gdy gestem chciał ją zatrzymać, powiedziała:
— Przepraszam pana, ale odejdę; jeżeli pan mię bierzesz za taką jak mówisz, ani chwili niechcę już pozostać w tym domu.
Lecz on poskoczył ku drzwiom.
— Broń się pani przynajmniej... Powiedz choć słówko!
Stała wyprostowana, milcząca, lodowata. Długo zarzucał ją pytaniami z wzrastającym niepokojem; a cicha godność tej dziewicy, wydała mu się raz jeszcze zręcznem wyrachowaniem kobiety, obeznanej z taktyką namiętności. Nie mogłaby odegrać roli, któraby go rzucała do jej nóg, więcej szarpanym podejrzeniem, silniej pragnącym, aby go przekonała, że to nie jest prawdą.
— A więc mówisz panna, że on jest z jednych stron z tobą... Możeście się tam już znali... Przysięgnij mi, że nic pomiędzy wami nie zaszło.
Ponieważ wciąż jeszcze trwała w milczeniu i chciała drzwi odemknąć, żeby wyjść, stracił do reszty głowę i uległ wybuchowi najwyższej boleści: