uprzejmego gospodarza domu, zastanawiała się, w jaki sposób dowieść mu zdrady.
Tymczasem panowie de Boves i Vallagnosc, idąc z panią Guibal, dotarli do oddziału koronek. Zbytkowny ten salon, był obok konfekcyj; — dokoła ustawione były szafy z przegródkami, których szuflady z dębu rzeźbionego, spuszczały się do ziemi. Naokoło kolumn udrapowanych czerwonym aksamitem, wiły się wężownice z białych koronek; przez całą salę unosiły się gipiury, a na kontuarach, na kręgach kartonowych, nawinięte były w kłębek: valenciennes, malines i point à l’aiguille. W głębi siedziały dwie panie przed transparentem z popielatej jedwabnej materyi, na którą Deloche zarzucał koronki chantilly, one zaś patrzyły w milczeniu, nie mogąc się zdecydować.
— Cóż to, mówiłeś hrabio, że pani de Boves chora — wykrzyknął zadziwiony Vallagnosc — tymczasem stoi tam przed kontuarem z panną Bianką.
Hrabia drgnął, spoglądając z nienacka na panią Guibal.
— Prawda, słowo daję, — powiedział.
W salonie było strasznie gorąco, głosy nikły wśród ogólnego szmeru. Duszące się tam klientki, miały blade twarze i rozpłomienione oczy. — Można było powiedzieć, że wszystkie ułudy magazynu, zmierzały do tej najwyższej pokusy; że tam była oddalona alkowa upadku, kącik niebezpieczny, gdzie najsilniejsze padały pośród koro-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/421
Wygląd
Ta strona została skorygowana.