Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ninach. Stosy wstążek wznosiły się po nad głowy, ściana flaneli wysuwała się naprzód jak półwysep, po za którym huczało inne morze. Wszędzie lustra przedłużały magazyny do nieskończości, odbijały one wystawy z częścią publiki, jednoczeście na prawo i na lewo, boczne galerye otwierały widok na zagłębienia ze śnieżno-białym towarem na centkowane głębie wyrobów pończoszniczych, oddalone i zasilane tylko światłem niektórych arkad oszklonych, gdzie tłum zdawał się zbitym pyłem. Spoglądając w górę, słyszała pani Desforges wzdłuż wschodów, na wiszących mostach, około każdej poręczy, na wszystkich piętrach, nieustanne stąpanie w powietrzu i szmer całej ludności, snującej się pośród ogromnego wiązania metalowego, odbijający czarnemi konturami, na rozpierzchłem świetle szyb emaliowanych. Ogromne żyrandole spuszczały się z góry, rozpięte dywany, haftowane jedwabie, materye wyszywane złotem spadały, okrywały balustrady jakby jaskrawe chorągwie; od końca do końca panował w galeryi jakby przelot koronek, drganie muślinów, trofea jedwabne, apoteoza manekinów nawpół ubranych; a po nad tą mieszaniną u samej góry, oddział pościeli, jakby zawieszony w powietrzu, wystawiał na widok łóżeczka żelazne z materacami, pod białą firanką; była to sypialnia pensyonarek drzemiąca pośród dreptania klienteli, coraz cichszego, w miarę jak piętro było wyższe.