Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jutrz po śniadaniu, Robineau dał jej zlecenie jakieś na miasto; — przechodząc koło Vieil Elbeuf, weszła tam ujrzawszy samego Colombana w sklepie. Państwo Baudu byli przy śniadaniu, dochodził brzęk widelców z głębi salki jadalnej.
— Możesz pani wejść — powiedział subiekt — siedzą przy stole.
Lecz ona zrobiła znak, żeby milczał i pociągnąwszy go w kąt, zniżonym głosem rzekła:
— Ja z panem chcę pomówić... Czy nie masz serca? nie widzisz że Genowefa kocha cię i że jej śmierć grozi z twego powodu?
Mówiąc to drżała, opanowana wczorajszą gorączką. On zmieszany i zdziwiony tym nagłym atakiem patrzał na nią, niewiedząc co odpowiedzieć.
— Wie że kochasz inną — ciągnęła dalej. Powiedziała mi to zalewając się łzami. Ach! biedne dziecko... nie wiele już w niej życia! Gdybyś widział jej ramiona, aż się na płacz zbiera. Przecież jej pan nie dasz umrzeć!
Przemówił nakoniec cały wzburzony:
— Ależ ona nie chora, pani przesadzasz. Ja tego nie widzę... Zresztą, to jej ojciec odkłada ślub.
Dyoniza ostro zaprzeczyła temu kłamstwu. Wiedziała ona dobrze, że najlżejsze naleganie ze strony chłopca, skłoniłoby stryja do tego kroku. Co się zaś tycze zdziwienia Colombana, to wcale nie było udane; rzeczywiście nie zauważył po-