miała zostawić swoją kartę, Robineau powrócił i natychmiast ją przyjął, gdyż poprzedzającego dnia opuściła go jedna ze sklepowych, aby się umieścić w Magazynie Nowości.
— Nie pozostawiają nam ani jednej uzdolnionej osoby — rzekł. — Ale o panią będę spokojny, bo zarówno jak ja, nie musisz ich bardzo kochać... Przyjdź pani jutro.
Wieczorem Dyoniza była w kłopocie: jak oznajmić staremu Bourras, że go opuszcza. Rzeczywiście nazwał ją niewdzięczną i unosił się gniewem; a gdy się broniła ze łzami w oczach, dając mu do zrozumienia, że się poznała na jego czynie miłosiernym, rozczulił się, nazwał ją kłamczynią, bełkotał coś, że ma dużo roboty i że właśnie w tej chwili odchodzi, kiedy ma puścić w świat parasol swego pomysłu.
— A Pépé? — zapytał.
Dyoniza bardzo się troszczyła o dziecko. Nieśmiała go już oddać do pani Gras, a nie mogła też zamykać na cały dzień w swoim pokoiku.
— Ja go zatrzymam u siebie; temu malcowi dobrze jest w sklepie. Będziemy razem gotowali.
Gdy odmówiła przez delikatność, zawołał grzmiącym głosem:
— Panna mi niedowierzasz! Nie zjem ci przecież dziecka!
Dyonizie lepiej się powodziło u Robineau. Mała była zapłata, bo tylko sześćdziesiąt franków miesięcznie z życiem, bez procentu od sprzedaży,
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/302
Wygląd
Ta strona została skorygowana.