Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciągle muszę mieć za plecami i słyszeć ten przeklęty syk jakby lekomotywy. Aż mi stolik podskakuje od tego rejwachu— mówił. — Cały sklep się trzęsie; siedzę tu godzinami bez klientów, patrząc jak się wszyscy cisną do Magazynu Nowości. — Do samego wieczoru wiecznie się koło tego przedmiotu kręcił. — Znowu mieli dobry dzień — mówił — łoskot był za ścianą, jedwabie musiały przynieść z dziesięć tysięcy franków; lub też pocieszał się, że ściana zimna, nawalny deszcz przeszkodził... — Najmniejszy ruch, najlżejszy szelest, komentował w ten sposób bez końca. — Słyszysz panna? zsunął się kosz... Ach bodajby sobie wszyscy żebra połamali. A teraz... damy się sprzeczają. Tem lepiej, tem lepiej! A co, słyszysz panna, jak spuszczają paki do suteren? Aż obrzydzenie bierze!
Dyoniza nie mogła objawiać przeciwnego zdania, bo jej zaraz przypominał, w jak niegodny sposób ją wydalili. Musiała mu po raz setny opowiadać o swoich przygodach w oddziale okryć: o przykrym debiucie, o niezdrowych pokoikach i złem pożywieniu, o ciągłej wojnie między sprzedającymi. Od rana do nocy oboje mówili tylko o Magazynie Nowości i ciągle połykali go niejako wraz z otaczającem powietrzem.
— Daj, panie! — powtarzał Pépé gwałtownie wyciągając rączki po niewykończoną psią głową. Bourras oddalał ją i przybliżał do siebie, wesoło jak dziecko.