Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Daj mi pan pokój — powiedziała Dyoniza, odwracając się.
— Nie bądźże pani tak bardzo dziką z przyjacielem, który cię zawsze oszczędza. Bądź miłą, grzeczną i przyjdź wieczorem pokosztować grzanek z herbatą. Z całego serca, będę panią częstował.
Zaczęła się wydzierać.
— Nie! nie!
Jadalna sala była pusta; garson nie powracał; Jouve nadsłuchując czy kto nie idzie, rzucił prędko okiem dokoła. Mocno podbudzony, przestał być powściągliwym i po ojcowsku poufałym; chciał ją pocałować w szyję.
— Ty mała złośnico, ty głupiuchna... jak się ma takie włosy, nie można być tak głupią. Przyjdźże wieczorem, zabawimy się.
Ale dziewczyna traciła zmysły ze strachu i odrazy, gdy się przybliżała ta rozpalona twarz, której oddech czuła. Nagle odepchnęła go tak gwałtownie, że się zachwiał i tylko co na stół nie upadł. Szczęściem znalazło się krzesło na drodze; ale od tego wstrząśnienia wino pozostałe w szklance, wylało się, plamiąc biały krawat i ponsową wstążeczkę.
Jouve stał jak wryty, nie obcierając się nawet, dławiony złością za podobne grubiaństwo. Jakto! kiedym tego nie oczekiwał, kiedym nie użył siły i szedłem tylko za popędem dobroci... myślał z oburzeniem.