Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze, rozważę to wszystko.
Oddalili się. Hutin i Favier oczekiwali ich ciągle, ale im lżej było, gdy się już nie zjawili.
— Czy dyrekcya będzie teraz codzień przychodzić podczas obiadu, żeby nam patrzeć w usta? Wesoło będzie, jeżeli nawet przy jedzeniu odbiorą nam swobodę.... Rzeczywiście o to im chodziło że Robineau powrócił i że wesołość pryncypała źle rokowała o skutku rozpoczętej walki. Mówili ciszej, naradzając się nad nowym środkiem dokuczania.
— Ależ ja umieram! — mówił dalej Hutin głośno. Jeszcze głodniejszym wstaje się tu od stołu.
Jednakże zjadł dwie porcye konfitur, swoją i tę co zamienił na ryż. Nagle wykrzyknął:
— Ot, zafunduję sobie dodatek!... Wiktor, daj mi trzecią porcyę konfitur!
Chłopiec dalej obnosił wety. Potem przyniósł kawę, za którą płacono zaraz trzy sous Niektórzy wstawszy, przechadzali się po korytarzu, szukając ciemnych kątów, żeby wypalić papierosa. Inni pozostali wyciągnięci przy stole, zawalonym tłustem naczyniem; kręcili gałki z okruszyn chleba, powtarzali ciągle jedne historye, wśród zapachu przypalonej tłustości, której już nie czuli i wśród gorąca jakby w kotle, od którego czerwieniły im się uszy. Z murów spływała wilgoć; powolna asfiksya schodziła z zapleśniałego sklepienia.