Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spełnienia wyroków podejmował się Bourdoncle. Z wązkich jego ust wychodził ten okropny rozkaz: „Idź pan do kasy!” spadający jak cięcie siekiery. Wszystko mu służyło za pozór do odprawienia biedaków. Wymyślał przewinienia, chwytał się najlżejszego zaniedbania: Siedziałeś pan, idź do kasy! — Śmiesz pan odpowiadać, idź do kasy! — Obuwie masz niewyszuwaksowane, idź do kasy! Najodważniejsi drżeli wobec krwawych śladów, jakie po sobie zostawiał. Gdy mechanizm ten niedość prędko działał, wynalazł rodzaj samołówki, w której w ciągu kilku dni udusił bez zmęczenia z góry określoną liczbę skazanych na wygnanie. Od ósmej godziny stał przy drzwiach z zegarkiem w ręku i za trzy minuty opóźnienia, był nieubłagany; Idź pan do kasy! wołał na zdyszanych biegiem młodzieńców. Szło mu to prędko i gładko, aż miło.
— Masz pan twarz brudną — powiedział nakoniec pewnego dnia biedakowi, którego krzywy nos go drażnił: — Idź do kasy!
Protegowani dostawali dwutygodniowy urlop, za który to czas nie płacono im wprawdzie, jednakże taki sposób zmniejszenia wydatków bardziej był ludzki. Zresztą subiekci godzili się ze swojem położeniem zawisłem od łaski, pod przemocą konieczności i przyzwyczajenia. Od chwili przybycia do Paryża, zmieniali oni ciągle miejsca zaczynając zawód swój na prawo, kończąc go na lewo. Byli odprawiani albo sami się oddalali i to