Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie: był to Józef, chłopiec śpiący po za żałobnemi towarami, poskoczyła szybko do halii, oświetlonej dachem szklannym; wydawała się ona większą i straszniejszą, jakby kościół w porze nocnej, z powodu nieruchomych półek i odbicia długich metrów, przedstawiających się jakby obalone krzyże.
Teraz zaczęła uciekać. W działach drobnych towarów i rękawiczek, o mało co znowu nie potknęła się o śpiących chłopców służebnych. Wówczas uważała się za ocaloną gdy się dostała na wschody. Lecz na górze w dziale okryć, przeszły ją dreszcze, spostrzegła bowiem migotanie zbliżającej się latarki: był to rond, złożony z dwóch strażaków, oznaczających swe przejście na odpowiednich tablicach. Stała chwilę, nic tego nie rozumiejąc; patrzyła jak przechodzili od szali do mebli, a ztamtąd do bielizny. Przestraszona była temi dziwacznemi manewrami i zgrzytem klucza w zamku, otwierającym drzwi z takim hałasem, jakby szli na rzeź. Gdy się do niej zbliżali, skoczyła w głąb sali koronek; ale czyjś głos wypędził ją ztamtąd i prędko podążyła do wewnętrznych drzwi.
Poznała, że to Deloche się odezwał; sypiał on w swym dziale na małem żelaznem łóżku, które sam co wieczór ustawiał; nie usnął jeszcze, tylko z otwartemi oczami wspominał słodkie chwile tego wieczoru.