Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do połowy tylko zwalone, wyglądały jak domy porwane wylewem rzeki. Dalej białe towary, leżały jakby śnieg na ziemi; potykano się o serwety jakby o wielkie kry i deptano po lekkich płatkach chustek do nosa. Takież samo zniszczenie było na górze, w salach antresoli: futra leżały na posadzce; okrycia piętrzyły się jakby płaszcze żołnierzy usuniętych już z pola bitwy. Koronki i bielizna, porozwijane, pogniecione, rzucone bez ładu, przywodziły na myśl całe rzesze kobiet, które się tam rozbierały, podżegane do pospiechu nagle obudzoną żądzą. Na dole zaś, w głębi domu, biuro ekspedycyi było w pełnym ruchu, wydając bezustanku nagromadzone tam pakunki, które ładowano na wozy. Były to ostatnie wstrząśnienia przepalonej maszyny. W oddziale jedwabi, gdzie się klientki tłumnie cisnęły, plac boju był zupełnie oczyszczony i można było swobodnie chodzić: halla była naga; kolosalne zapasy Paris Bonheur, zostały rozchwytane i uprzątnięte, jak gdyby zgłodniała szarańcza tamtędy przeszła. Pośród tej pustki, Hutin i Favier, rozgrzani jeszcze walką, przeglądali kwitaryusze, obliczając swe procenta. Favier uciułał piętnaście franków, Hutin doszedł tylko do trzynastu; tak mu się niepowodziło tego dnia, że się wściekał ze złości. Oczy ich pałały chciwością; cały magazyn rachował tak samo i przejęty był takąż gorączką, wśród brutalnej wesołości, jaka zwykle panuje w wieczory następujące po stoczeniu bitwy.