Usiadł obok Vallagnosc’a na kanapie. Sami będąc w głębi saloniku, czyli raczej bardzo wytwornego buduaru, z meblami krytemi jedwabną materyą koloru bouton d’Or, dalecy od obcych uszu i widząc damy tylko przez otwarte drzwi, gawędzili żartobliwie, wpatrując się w siebie, z lekka uderzając jeden drugiego po kolanie. Odżywiły się w nich wspomnienia młodości: stare kolegium w Plassans, dwa podwórza, klasy wilgotne, jadalnia, gdzie się tak dużo jadało dorsza i sypialnia, w której latały poduszki z łóżka na łóżko, skoro tylko usnął dozorca. Paweł, pochodził z rodziny z dawna zasiadającej w parlamencie i należącej do drobnej zrujnowanej i wiecznie niezadowolonej szlachty. Odznaczał się on zdolnościami; zawsze był pierwszym i stawianym za przykład przez profesora, który przepowiadał mu wielką przyszłość. Oktaw zaś, należał do ostatnich w klasie, gnił pomiędzy negusami, zadowolony i tłusty, oddając się po za murami kolegium, gwałtownym rozrywkom. Pomimo różnicy usposobień, łączyła ich ścisła koleżeńska przyjaźń: byli prawie nierozłączni, aż do egzaminów na bakałarzy, z których wywiązali się jeden z chwalą a drugi zaledwie jako tako i to po dwóch nieudanych próbach. Porwani wirem życia, spotkali się dopiero teraz, po upływie lat dziesięciu, zmienieni i podstarzali.
— Powiedże mi, odezwał się Mouret, co robisz, jakeś się pokierował?
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/103
Wygląd
Ta strona została skorygowana.