Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na której zorze się złocą,
Perłami rosa lśni:
Lekkie powiewy wieją —
I płynie, płynie, płynie,
Jak fala, cicha
Z powodu głębi swej,
Przedziwny chór!
Aż pod niebieski sklep
Wypełnia przestwór cały
Przeszywający mnie do szpiku kości
Odwiecznych dum
Miarowy, pełny i rozciągły ton...
O haj! o haj!
Tam ninie
Snać się siklawy rozlały
W szum!
Nie widzę ich srebrzystych wstęg,
Ale je słyszę — to one,
Lecąc ze szczytów,
O trzon
Granitów,
O skalnych łon
Rozsiadłe brzemię biją, rozpienione,
Dzwonią, jak dzwon,
I grzmią, jak grzmot,
Walą, jak straszny eonów młot,
Do bram nieskończoności,
Do tych tajemnych wrot,
Poza któremi gości
Przestrach i lęk
I uwielbienie i skrucha
I osłupiały dziw
I, serce w pył miażdżąca,
Pokora...

O słuchaj! słuchaj! w jaką strunę trąca
Tęsknota mego ducha,