Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I że morderca Kain, syn Adama,
Stał się tułaczem na ziemi, biegunem,
Który, na czole mając bratobójcy
Niestarte piętno, nie znalazł spokoju...
»Stój! stój!« szepnęłaś... »Taka filozofia
I takie władną prawidła w wszechświecie,
Że ponad wszystko jest miłość, nie we mgle
Sfer zaobłocznych zrodzona, lecz tutaj,
W naszych uściskach i w naszych całunkach...
Stój! stój! jeleniu, sunący z wniesioną
Głową po górach Beteru, twa łania
Dzisiaj przy tobie!... Z twych kwiatów ostatnich,
Z mchów, co skrywają korzenie jaworów,
Uścielmy gniazdo, zanim czas przeminie,
Zanim ta młodość, która gra nam we krwi
Pieśń nad pieśniami, zamilknie na zawsze...«
I usłuchałem... I wtedy raz pierwszy
Z duszy, w mistyczny zakowanej pancerz,
Hymn mi wytrysnął bluźnierczy, że niema
Potężniejszego bóstwa ponad ciało...
O nienawiści! ty lilio śród cierni!
Różo sarońska, zerwałem cię wówczas
Ręką, drgającą od żaru, którego
Żadne poezyi nie określi słowo...
O serce, zmazą ludzkich żądz nietknięte!
Ty jasny zdroju, błyszczący w Hezbonie
Tuż podle bram Batrabinu! Zmąciłem
Wówczas na zawsze tem zbrodniczem tchnieniem
Głąb twą lustrzaną, że stała się ciemną,
Jak noc sodomska... A jednak — szpikanard,
Szafran i kasya, galban i snop myrry —
Wszystkie kadzidła, jakie tylko rosną
W Raju, nad brzegiem świętych rzek: Eufratu
I Chydekelu, nad strumieniem Fuson
I nad Gihonu czystemi wodami,
Niczem są, niczem przy woni, co z ciała
Twego płynęła, gdym twe piersi krągłe