Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XL.

Ale przezemnie ta Ojczyzna wzrosła,
Nazwiska nawet przezemnie dostała;
I pchnięciem mego skrwawionego wiosła       315
Dotychczas idzie: Polska — na ból — skała...
Fala ją druga nieraz z drogi zniosła,
I duch jéj święty poszedł w kwiaty ciała
Bezwonne, martwe... lecz com ja wycisnął
Pod krwią?... tém zawsze zwyciężył gdy błysnął!...       320


XLI.

Śpijże mój kształcie pierwszy... z ducha zdjęty...
Świecący w dali jak xiężyc na nowiu;
Upiorny... za krew wylaną przeklęty...
W koszuli z drutów i w czepcu z ołowiu.
Klątwa na ciebie! jak na dyamenty,       325
Na bazaltowe kolumny w pustkowiu
Pierwszéj natury z ducha budowane,
W ciemność i w chmury i w piorun ubrane...


XLII.

Lecz ja na tobie nogę postawiłem,
I daléj szedłem; a jużem był Boży. —       330
Morza się cofną, góry pójdą pyłem,
I świat się komet deszczami zatrwoży,
Gdy duchem spełnię — co ciałem spełniłem;
Duch — ukazany w pierwszéj świata zorzy...
Któremu Pan Bóg swych zasłon uchyla,       335
A lat tysiące są jak jedna chwila.