Z barbarzyńcami — sam — na uroczyskach —
Człowiek... Duch... pilnie uważałem cuda
Które się jawią przy Ludów kołyskach,
A nikną, gdy się szczep na drzewie uda;
Lecz zaszczepienie przy piorunnych błyskach 125
Odbyte, a strach w powietrzu i nuda,
Które panują takim chwilom świata,
Trwożą — jak pjanie kurów u Piłata...
Zda się: że ciągle ptaki ranne pieją...
A pjanie smutne jest jak krzyk dziecinny; 130
Przedrannym strachem niebiosa ciemnieją,
Więcéj wychodzi gwiazd na błękit siny...
Ludzie przy ogniach miast swe ręce grzeją,
I przerażeni cichością godziny
Gotowi zaprzeć się Bożego ducha, 135
Obzierają się jak zbójce — czy słucha?
Jam to czuł, mimo że krew moja biła
Jak piorun w żyły, że hełm od niéj dzwonił,
Kita się ogniem czerwonym paliła,
A młot skry takie jak miesiące ronił; 140
Koń gadał... dzida rosła... szabla żyła...
Wiatry dawały rady... obłok bronił...
O złym dniu wrzaski ostrzegały krucze...
O dobrym złote żórawiane klucze. —
Przez wszystkie władze ziemskie ostrzegany 145
Wpadłem na ziemię moją nieszczęśliwą:
Lech nie żył; a lud jego zabijany
W Królewnę patrzał jako w gwiazdę żywą...
Ona też pancerz złoty, malowany
Kwiaty różnemi jak słoneczne dziwo 150
Pokazywała w strasznych walk kurzawie,
Podobna białéj Anhelicy — Sławie.