To mówiąc, ręką pogroziłem światu, 25
A tém wścieklejszy, że sam i bezsilny.
Gwiazdy na polach czystego bławatu
Oczy otwarte i słuch miały pilny.
Na wschodzie wstęga smętnego szkarłatu
Świeciła... szarym równinom omylny 30
Kształt nadawając — że pod owe zorze
Tak się zdawały płynące — jak morze.
Dyanna — jak liść wierzby — już zielona,
Już jako róży liść różano-złota,
W ognistych się mgieł zanurzała łona 35
Zmienna, jak w sercu młodzieńczém tęsknota.
A jam skrzydlate obrócił ramiona
Wschodowi — chciwy nowego żywota,
I uciekałem, jak duch z bladą twarzą,
Więcéj przed myślą moją — niż przed strażą. 40
Dzisiaj przez ducha świat odkryty,
Cały wiadomy. Wtedy tajemniczy
Jak upiór złoty a we krwi umyty
Złotem cię dziwu wabił ku zdobyczy,
A krwią ochydzał wszelki czar zdobyty, 45
Krzycząc, jak dziecko przydławione krzyczy
Gdyś go uścisnął, — a tarczy błyśnieniem
Takiś wywołał strach jak objawieniem.
Po ciemnych puszczach gdziem się błąkał — gnana
Wichrami straszna przyszłości orlica! 50
Kto mię napotkał — myślał że szatana!
Bo wszystko widział wprzód, niż moje lica
Zbroję i skrzydła i młot u kolana,
I dzidę która gorzała jak świeca
Między sosnami, samych niebios blisko, 55
Miedziane mając ostrze — jak ognisko.