Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

We łzach nasze ręce podnosimy do Ciebie,        290
Panie, odpuść nam winy!
Niech będzie Twoja wola na ziemi i w niebie;
Przez nas czyń Twoje czyny!
Niechaj się Twoje imię na wysokościach święci,
Niech się święci trzy razy!        295
Abyśmy już nie byli z xiąg żywota wyjęci
Dla wad naszych i zmazy.
Wspomnij, cośmy cierpieli pod chłostą tych mocarzy,
A ducha-śmy nie dali.
Nie poznaliby ojce naszych bolesnych twarzy,        300
Gdyby z grobowca wstali.
Gdyśmy cierpieli mocno, wołaliśmy do góry,
Jak gołębie: „nie ciśnij!“ —
Duchy, jak gołębice, rosleciały się w chmury,
Zatrwóż! niech wrócą!... błyśnij!        305
W téj błyskawicy, Panie, obaczym się z daleka,
Brat pozna swego brata,
I wejdzie nieśmiertelność, niby Anioł w człowieka
I staniem ludem świata!...

W takim hymnie wieszczu stój;        310
Bo pieśń taka pójdzie górą,
Nad podlejszych dusz naturą
Panująca: Boży strój,
Do którego Bóg nagina
W szystkie wieku tego struny,        315
Złączy dźwięki i pioruny
Świat, co kocha i przeklina.
I z błękitów rzuci na tła
Przemieniona krwawość w światła,
Anioł się z Aniołem zetrze,        320
Chrystus wstąpi na ciał łamy
I z Chrystusem się spotkamy,
A spotkania plac... powietrze! —