Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KRECZETNIKOW (przysiadając i kładąc ręce na kolana.)

Nu — tak ja dam na to słowo
Że ty pan Kaźmierz Puławski...

KAZIMIERZ PUŁAWSKI.

Być może...

KRECZETNIKOW.

Więc proszę – z łaski,
Nim pogadamy o rzeczy,
Na wypitkę i prykuski.        435
Bo choć ja jeneral ruski
Od Rena pewny odsieczy,
Uzbrojony przeci w tobie
I w proch i w dobry rynsztunek:
To ja ku twojéj osobie        440
Taki wielki mam szacunek,
Że chciałbym, choć raz z weselem
Z tobą pić jak z przyjacielem.

KAZIMIERZ PUŁAWSKI.

A xiądz Marek?

KRECZETNIKOW.

Nu, nie mało
Ja z tym xiędzem miał roboty!        445
Co jeszcze z niego zostało
To wam oddam – Jakieś grzmoty!
Co to znaczy?

(słychać zgiełk za sceną.)
Wbiega ADJUTANT.
ADJUTANT.

Jenerale
Ktoś pozapalał szpitale;
Buntuja się starowierce        450
Przy blasku ogni czerwonych.
Mówią żeś ty zarażonych
Kazał w szpitalu podpalić.
Szpital jak ogniste serce
Bijace w dymu szatanie,        455
Już pękł i zaczął się walić