Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Już tam ja, w szlacheckie dworce        275
Posłał i dzieci i żonę.
Jéj Boh... miasto zarażone,
Mści się Bóg za cudotworce.

BRANECKI.

Czy Jenerał gada serjo?

KRECZETNIKOW.

Ot wy z waszą fanaberją        280
Francuszczyzną, nie widzicie
Że tu wojska mego życie
Pod przekleństwem bunt podnosi...
A ot, za tym cudownikiem,
Pułk jeden żałobnie prosi        285
Abym go im jałmużnikiem
Zrobił – i archimandrytą...
A gdyby jeszcze odkryto
Co mi dziś piszą w depeszy;        290
Boże pomiłuj na niebie,
To ot — trup ze mnie i z ciebie.

BRANECKI.

Cóż za wieści?...

KRECZETNIKOW.

Człowiek grzeszy
Ciekawością mój Polaku.
A mądry kto sekret chowa.

BRANECKI.

Co? czy umarła Carowa?        295

KRECZETNIKOW (wpadając we wściekłość.)

Szto ty skazał? — Ty na haku
Będziesz wisiał za te słowa.
Małczy Lach! Caryca żywa.

BRANECKI.

Niech się Pan Jenerał nie zrywa,
Bo ja także hetman jestem,        300
A jestem tu w moim kraju.