Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JUDYTA.

Co?...

KOSAKOWSKI (urągając).

Miłość wieczną.

Bojwiło — pod straż bezpieczną Wziąć mi tę synogarlicę.</poem>

(Bojwił chwyta Judytę i unosi ją do karczmy.)
STAROŚCIC (do Kosakowskiego).

Puść Waćpan tę żydowicę...

KOSAKOWSKI.

Co? czy chcesz się rąbać o nią?        255

STAROŚCIC.

Zgoda...

(Dobywają szabli i biją się. Starościc pada.)

Dostałem śmiertelnie...

KOSAKOWSKI.

Sam się przebiłeś tą bronią.

STAROŚCIC.

Rana pali mię piekielnie...
Xiędza!

KOSAKOWSKI.

Trzymajże za brodę
Duszę, aby nie uciekła.        260
A ja ci xiędza przywiodę...

(odchodzi.)
STAROŚCIC.

W téj krwi co ze mnie wyciekła
Więdnie moja blada skroń...
Jezu! Jezu! ty mię broń
Przed skonaniem od rospaczy!        265
Cóż tam będzie gdy zobaczy
Matka moja starościna
Że na marach niosą syna
Przez posępne z lip aleje,
A z mar, syna krew się leje,        270
A służący trupa kryją: