Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BRYTASZ (Żebrząc.)

W imię Proroka!
I w imie siódmego nieba
Maury, dajcie nam jałmużnę:
A niebo wam będzie dłużne,        85
I sam prorok wam zapłaci.

KRÓL.

Taki nędzny, a nie traci
Żywota, nie skłania czoła. –
Mistrzu Infancie!

BRYTASZ (Do Fernanda.)

Król woła.

DON FERNAND.

Mylisz się, więźniu, kollego.        90
Mistrzem ja nie jestem zgoła
Ni Infantem – trupem obu, –
Ich trupem, to co innego; –
Bowiem wyglądam z pod grobu,
Na piasku jak nędzarz drzymię,        95
I proszę wody kropelki –
Lecz nie Infant, nie Mistrz wielki –
Tamtych grobowice naciska.
Ja jestem człowiek z nazwiska,

KRÓL.

Więc mi odpowiedz na imię        100
Fernanda.

DON FERNAND) (Wstając.)

Teraz, ubogi,
Wstanę całować twe nogi,
Prosić o posiłek skromny.

KRÓL.

Zawszeżli taki niezłomny?
I wytrwały dziś jak wczora! –        105
Powiedz mi, to uniżenie,
Duma to jest? czy pokora?