Na skrzyżowanych rękach białe ptaszki
Sięgały jéj ust dziobki różanemi;
W oczach błękitnych przestrach wziął na ważki, 475
I dwie perłowych łez zrobił równymi;
Spadały obie. Szkła czeskie i blaszki
Wydawały się gwiazdami złotemi,
I z włosów dziwne rzucały promienie;
Bielutką miała twarz — z tęczy odzienie. 480
Gdy wszedł do dębu rycerz, cała trwożna
Spłonęła, twarz jéj spłonęła i szyja:
Wstyd pokazała w sobie nie ostrożna,
I ten rumieniec co w skażonych mija. —
Widzę że daléj już pisać nie można, 485
Bo opisowość poetę zabija;
I Pegaz się mój Homeryczny zdębi.
Stwórzcie więc myślą, panią dwóch gołębi;
I niechaj się wam roją rzeczy cudne,
O czarodziéjskim Rusałek kościele; 490
Gdy w koło jary dzikie i odludne,
I ogryzione przez wilków piszczele,
I trupy czarną krwią zastygłą brudne,
I innych czarnych okropności wiele —
A w głębi dębu, gwar innego świata, 495
Szum liści, pruchno się w gwiazdy rozlata;
Beniowski z ładną panienką. — Dziewico!
Która te wiersze czytasz, czytaj daléj.
Miłoście moje jako próchna świécą,
Lecz nigdy się krew w marach nie zapali; 500
Ledwo ustami płomienia zachwycą,
Wnet je strach xiędza, albo los oddali,
Rozerwie ręce, strwoży niewymownie,
I dalszą miłość prowadzą — listownie.