Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

watną domową, któréj było puszek dwanaście, człowiek wysokiego wzrostu, i mówiący głośno, co było jakby w zgodzie z jego nazwiskiem; małéj nauki, ale poczciwego serca, i mocno przywiązany do domu karmazynowego xięcia, który mienił być dla swoich puszek niedobytą fortecą. Przybył także pan Drzymało, szlachcic rodem, który na dworze xięcia bawił bez urzędu, ale był lubiony, albowiem dostarczał zabawy z siebie, mimo wielką obrażliwość charakteru, i dosyć poważną dla wielkiéj otyłości postawę, mający więcéj nauki, niż pan Armider, ale (nie wiem, jak się to dzieje) daleko mniéj zdrowego rozsądku, a jak powszechnie mówią, pozbawiony quintum sensum. A może też dla wielkiéj zarozumiałości, jaką miał o sobie, ludzkim żartom będący na celu. Przez dziwne albowiem zaślepienie nie tylko swój rozum miał za bardzo ornatum wiadomościami, ale i figurę swoją, gdyby powiedział, co myśli, przyrównałby Apollinowéj — a to z każdego ruchu tak było znać po nim, że się za pięknego ma człowieka, iż wiadomo to było ledwie nie kuchcikom dworskim i cyganom, którzy uczyli tańczyć niedźwiedzie, a mówili często, że go do akademii swojéj mieć chcą i uczyć darmo, dla krotochwili i sławy własnéj. Już więc zaraz przy wieczerzy zaczął się wdzięczyć, jak miesiąc czerwony — do panny Anny, córki w. marszałka, nie tak niby zakochany, jak ją w sobie zakochaną być sądząc, co nie było do podobieństwa — albowiem panna ta, z bogatym posagiem, i z mleczném obliczem mogła wybierać między młodzieżą sutą i nawet karmazynową, a nie miałaby oczu, gdyby na takiego kupidyna postrzały była przystępną. Był