Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A potém, gdzieś tam, pod cmentarza jodłą
Leżeć spokojnie i z umarłych pychą       815
Słuchać jak sławy hymn śpiewają cicho;
I przerywają sobie często łzami,
Żywi śpiewając, nad zmarłych trumnami.

Héj! héj! piekielna rozszerza się góra,
Im daléj idę, tém bardziéj ponura.       820
A tu jakiś trup, niby wierzba sucha,
Ogniem jest jasnym po głowę od brzucha,
A jeszcze Panie! uda ma zupełne,
Wewnątrz oleju, krwi, żył, ognia pełne.
Tak opuszczona chrzcielnica kościelna,       825
Gdzie była niegdyś woda nieśmiertelna,
Kiedy ją ludzie opuszczą pleśnieje,
Wąż ją wypełni, i mech przyodzieje:
Tak i w żywocie tym trupim, już gady,
Płomień i błędnych iskierek gromady,       830
A nad tym wszystkim śpleśniała skorupa,
A ciągle nowy grzmot walił w półtrupa.
I taki był blask że szlachcic Leliwa
Myślał: tam Bóg się za światłem ukrywa.
Z taką nadzieją, człowiek nie ze słomy,       835
Krzyżem się świętym opatrzył — i w gromy!
Skry go opadły, a piorun potrąca,
Nie dotknąć szabli, jak ogień gorąca.
Duszeczki z twarzą niż lilijki bladszą
Na starca ognia piekielnego patrzą,       840
Proszą biedaczki o Ave Maria;
Szlachcic się żegna, modli się i mija.
Męki się biednych duszeczek użalił,
I szedł, i w ogniu Pana Boga chwalił.

Przeszedłem gromy i ognistą chmurę,       845
Idę, a oczy zanoszę na górę.
A tu na złotym niby słońca denku
Krzyż — A szlachcicu Piaście pomalenku!
Do krzyża Waćpan przystępuj z pokorą,
A niech obłudne ludzie, djabły biorą!       850