Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXIII.

Usiadł... xiądz słucha... on usty drżącemi:
„Xięże! skończyłem już wszystko na ziemi.
Patrzaj! czy widzisz ten komin i tygle?
Bóg mię ukarał srogo, niedościgle;
Wiém co w téj czarze było — o! anioły!       570
Ogień miłośny i ludzkie popioły.
Wypiłem z moim synkiem przez półowę
Co? może ojców mych resztki grobowe?
Strasznie pomyśleć, kto napój przyprawił,
Co mię otruło, jaki się duch zjawił       575
Aby mi dzisiaj po nocy powiedział,
O czém grobowiec dotąd tylko wiedział.
Cóż to za zemsta? jacy to nieczuli
Co zdrajcę prochem antenatów struli;
Tym czystym prochem zdradzonym nikczemnie       580
Co się trucizną stał gdy wstąpił we mnie.
A jakąż to myśl mieli ci mściciele
Uśpione czucia budzić w mojém ciele,
Żyły nalewać znowu krwią namiętną,
Zbudzić to serce gdzie zgryzoty piętno.       585
Wiedzieliż oni co ogień poruszy
W czarném sumnieniu, w pokalanéj duszy?
Jaka rozogni się w krwi mojéj zgniłość?
Co wyjdzie na jaw? — zaprawdę nie miłość!
Ale zgryzotę zbudzili i pychę:       590
Przeklęci! serce już tak spało ciche!
Już tak popiołem i pleśnią nakryte,
Już tak spokojne! już takie zabite!
A teraz znowu krwią nalane wściekłą
Boleść w nim, burza, pioruny i piekło,       595
Wszystko co ludzi przerażało trwogą
Ale nie miłośé — co kochać? i kogo?
Ach gdyby nawet z grobu wywołani,
Gdyby ta nawet moja piérwsza pani,
Ta najkochańsza, najsłodsza, umarła,       600
Wstała — to serce by moje rozdarła;
Płakałbym może i z cierpień się skarżył,
Alebym kochać już nie mógł — nie ważył;