Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       415 Czy wtenczas kiedy uciekała trwożna?
Czy gdy na jedną ze mną xięgi kartę
Wbijała oczy błękitne, otwarte
Na każde moje spójrzenie ostrożna?
Czy kiedy wiejskim otoczona dworem
       420 Chodziła gdyby zaklęta królowa?
Czy kiedy cicho uśnie pod jaworem?
Czy kiedy goni? czy kiedy się chowa
W xiężyca blasku biała — lub wieczorem
Od Alp na śniegu różowych — różowa.


XXI.

       425 Skąd piérwsze gwiazdy na niebie zaświecą
Tam pójdę, aż za ciemnych skał krawędzie.
Spójrzę w lecące po niebie łabędzie,
I tam polecę, gdzie one polecą.
Bo i tu — i tam — za morzem — i wszędzie
       430 Gdzie tylko poszlę przed sobą myśl biedną,
Zawsze mi smutno, i wszędzie mi jedno;
I wszędzie mi źle — i wiem że źle będzie.
Więc już nie myślę teraz tylko o tém,
Gdzie wybrać miejsce na smutek łaskawe,
       435 Miejsce, gdzie żaden duch nie trąci lotem
O moje serce rozdarte i krwawe;
Miejsce gdzie xiężyc przyjdzie aż pod ławę
Idąc po fali... zaszeleści złotem,
I załoskocze tak dusze tajemnie;
       440 Że stęskni — ocknie się i wyjdzie ze mnie.