Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WOJEWODA.

A to djabeł zacięty!

AMELJA.

Zbigniewie! Zbigniewie!
Odsłoń firanki — ja wiém że twój ojciec nie wie
       75 Co ja cierpię — lecz niech się przekona oczyma...
Oczy są jego sercem, on innego nie ma;
Gdyby miał — ulitowałby się tysiąc razy.

(do Wojewody.)

O! Panie ja niewinna! ja bez żadnéj zmazy —
Lecz patrzaj, co ty robisz tu z sercem kobiéty?
       80 Patrz! twój syn do ust kładzie pistolet nabity:
On nie może wytrzymać udręczenia mego,
On się chce zabić panie...

WOJEWODA.

A wiesz ty dla czego
Do ust włożył pistolet i za śmiercią dyszał?
Bo tam za sobą szelest człowieka usłyszał,
Bo ja aż tu słyszałem.

AMELJA.

       85 Ten starzec mię łamie!
Zbigniewie! tyś nie słyszał nic? — ten starzec kłamie.

ZBIGNIEW (jakby pasując się z sobą i wpadając w obłąkanie.)

Nie, ja nic nie słyszałem — nie — to rzecz skończona.
Tam nikt nie wejdzie — Piersio Chrystusa czerwona
Siedmią ranami — tam nikt nie wejdzie... o! Boże...

(Idzie ku Amelii.)

Matko! — macocho —

(cofa się ze wstrętem i znów wraca przed alkowę.)

       90 Ojcze — ja się tu położę
Jak pies i nikt nie wejdzie, miéj litość nademną.
Ojcze! o! ja omdleję — słabo mi i ciemno...
Ja omdleję — drugi raz — Ta scena mię dręczy!
Ojcze syn ci na duszę nieśmiertelną ręczy
       95 Że tam nie ma nikogo — czy ci nie dość na tem...