Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Honor najdroższéj tobie osoby spoczywa,
Jako na rostropności... to sztuka prawdziwa
Serce mieć pełne ognia, zimne jak lód lice,
       40 I do grobowca z sobą zanieść tajemnicę.

ZBIGNIEW.

Żadnych takich tajemnic nie mam do ukrycia.

MAZEPA.

Więc może ja się mylę. — Każdy ma do picia
Kielich mniéj więcéj gorzki; a ja się lituję
Nad tym co się codzienną męką serca truje.
       45 Zdjął mię smutek gdym ujrzał, w chmurach ciemnych losu,
Dwie istoty cierpiące bez jęku, bez głosu,
Ciche, co mając serca od Chrystusa krwawsze
Mówią: niestety! dodać zmuszeni: na zawsze!
Jestem dziecko; lecz takie widząc przeznaczenie,
       50 Szczere i wielkie w sercu uczułem cierpienie,
I litość — i poświęciłbym siebie...

ZBIGNIEW.

Za kogo?

MAZEPA.

To moja tajemnica.

ZBIGNIEW.

Do szabli!

MAZEPA.

Tak srogo?

ZBIGNIEW.

Serce wydrę...

MAZEPA.

Dla czegoż pobladłeś jak chusta? —
Pewien mi pocałunek wiecznie zamknął usta.

ZBIGNIEW.

Kłamiesz jak pies...

MAZEPA.

Koniecznie?

ZBIGNIEW.

       55 Do szabli Mospanie...