Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niepowiązane czuciem i rozumem,
Zlały się w ciemną niepewność pamięci.
Niepomny zbrodni którą był wykonał,
Sennémi słowy trzykroć pazia woła;
Paź jeszcze słyszał, podniósł nieco czoła,
Westchnął głęboko — chciał mówić i skonał.
Lambro spalony truciznami bladnie,
Potém się drzący przyczołgał do stoła,
Chwycił za czarę — w czarze znalazł na dnie
Męty napoju — wypił je i ożył;
I sen od powiek na chwilę oddalił,
Śmierci przyśpieszył — lecz marzeń przysporzył,
Jak lampa blaskiem ostatnim się palił.


XII.

„Oto mój żywioł — ta ciemność ponura,
Już do otchłani myśl moja należy.
I nieskończoność, jako ciemna chmura,
Świat opłynęła — myśl, gdy w nią pobieży,
Wraca zbłąkana i znów się zamyka
W sennych marzeniach — moja nie wróciła...
Już nie mam myśli — odbiega mnie — znika.
Raz nad świat wzbita nie jest częścią świata,
Zna nieskończoność, znała piekło — żyła.
Niech, jak zabójca pierworodny brata,
Leci płomienną naznaczona blizną,
W małéj z początku żywiona iskierce,
Kiedy w popioły obróciła serce,
W proch się rozpadło dotknięte trucizną...
...................
O jak tu ciężko... poco pod sklepienia
Zamknięto kwiaty?... ta woń kwiatów nudzi!...
Bo kwiaty nocą jak dawne wspomnienia
Kiedy roskwitną, zabijają ludzi.
Rozbić te okna! — rozbić szklanne stropy!
Czy mi się zdaje? zali w tym wazonie
Rosnące róże i heliotropy,
Podobne z siebie jak krew dają wonie?
...................