Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Palmy się zamieniają w ogniste kolumny,
I brzeg cały przeraża pożarów ogromem,
Tylko czarne cyprysy niedotknięte gromem,
Stoją zmarłego świata pilnujące trumny...

A tam... Kolonny wybrzeże,
Białe posągów narody.
Wśród kolumn Tureckie wieże,
Na gmachach las ostów szumi,
Jak Babillońskie ogrody,
I szmerem głos modlitwy Mahometa tłumi,
Głos, co się smutnym dźwiękiem po fali rozlewa.
A tam, gdzie laur różowy, gdzie oliwne drzewa,
Wybłyska jedna — druga i czwarta kolumna,
Szczęty gmachów Jowisza ściętą mają głowę.
Jakaż to jaskółka dumna
Na te gzymsy marmurowe
Zaniosła gniazdo? — skonała
W tych gmachach wiara i chwała,
A ta jaskółka nie skona?
O nie... to chata Santona[1]
Na gzymsów zawisła szczycie.
Posępna w około cisza...
Przed chatą posiać derwisza,
W nieba skreślona błękicie,
Jako posąg nieruchoma...
Modli się... depcąc świątynie.
Lambro marzył... a w twarzy zgryzota widoma
Czerni się i łza wstydu po licach mu płynie.
Patrzał w anioła zemsty, w anioła zarazy,
I oba stali cicho — posępnie, jak głazy,
I w ich postawach ogień potępieńców bladnie.
„Gdy cały kraj powstanie, ta chata upadnie“
Rzekli... i okręt płynął na błękitne morze.

Tam zdala, okryta mgłami,
Turków stolica w Bosforze.
Tysiące gmachów — meczetów,
I tysiące minaretów,
Jakby złotémi głoskami,

  1. ....... to chata Santona.

    W Atenach na gruzach kościoła Jowisza, Santon, derwisz Turecki zbudował chatę...