Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hetman młodego spotkał Selima;
I dwa się miecze starły olbrzymie.
Żmija miecz wroga na mieczu trzyma,
       135 A drugą dłonią z janczarki błysnął,
Strzelił pod maszty — i płomień nagle
Szybkim poskokiem wpłynął na żagle,
Aż na banderze złotéj zawisnął:
I maszt sosnowy zajął się z trzaskiem...

       140 „Byłaby walka w cieniach schowana,
Trzeba ją takim oświécić blaskiem...
Oto pochodnia błyszczy Hetmana.“ —
Z trzaskiem pożaru, znów szczęk oręża
Słychać — i dźwięki hartownéj zbroi.
       145 Miecz straszny Żmii, jak żądło węża,
Krwi wroga szuka i krwią się poi.
Koszula Żmii utkana w druty,
Hartowna wprawdzie na probę kuli;
Lecz miecz Selima w Damaszku kuty,
       150 Przedarł druciane węzły koszuli.
Krew popłynęła aż na kobierce
Co okrywały Baszy okręty:
Żmija się zemścił — ugodził w serce,
Schylił się Selim jak kwiat podcięty,
       155 Upadł na pokład ze chrzęstem stali;
Padając, okiem rzucił po fali,
Przez fale płynie łódź okrętowa,
Tam jego ojciec. — Selima głowa
Spadła na piersi...

Czajka wesoła
       160 Znów śliską piersią rostrąca piany,
I na błękitne wpływa limany;
Nad limanami z ołowiu czoła,
Wież Oczakowa widać wysoko;
A wież turecka załoga strzeże.
       165 Dostrzegło czajek, pogańskie oko,
I wiankiem ognia błysnęły wieże,
Dym widać srebrny, huk słychać głuchy:
Lecz czajki ciche — ciche — jak duchy,