Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Boga w Trójcy pojmuję — w moich piersiach gości,
Mnie tworzył — ilem swięty kształty jemu tworzę...
Ale nikt dotąd Boga nie pojął w jedności,
A choć kto wmawia, że wierzy, nie może.



II.

Prąd sprawy idzie przez Boga zaczęty,
Serca dziś jako kamienie rozwala,
Wczoraj słyszałem wąsacza Moskala,
Który w Paryżu bunt ogłosił swięty,
Jak Polak Chrystus — słuchałem wzdrygnięty,        5
Bo on nie anioł, bo on nie chciał krzyża,
Ale w oddechu mieszczańskim Paryża
Stał pod krwawemi jak duch sakramenty.

Z Mongolskiej jego i wychudłej cery
Nie swiatło — ale błysk żółty wychodził,        10
W ucho szeptały — la mort Robespiery;
Anioł krwi — w oczach pijanych się urodził,
Myśl była nakształt dychaczki Chimery,
Ogniem nie w serca nam — lecz w głowy godził.



III.

Ja ci mówię, że czynisz dziś rzecz bardzo smutną,
Ranę, dla której tobie jutro nogę utną, —
A ty mi odpowiadasz — spiję się i wstanę,
Nie wiedząc, że sam sobie zadałem tę ranę.
— Dobrze, bracie! lecz jutro noga będzie chora,        5
Utracisz ją — i jeszcze zapłacisz doktora.